Wojenne losy rodziny Brandt

- Prolog -


Obchody rocznicy zakończenia walk o nasze miasto są idealną okazją do przyjrzenia się wydarzeniom z marca 1945 roku. Tym razem nie wcielimy się jednak w zdobywców Wału Pomorskiego, ani też w polskich osadników, którym przypadła rola zagospodarowania tych ziem. Dziś chciałbym zaprezentować zapis losów rodziny Gustava Brandta, która do marca 1945 roku prowadziła w Dramburgu księgarnię, warsztat introligatorski, niewielkie wydawnictwo emitujące widokówki oraz sklep z artykułami papierniczymi w jednym. Niech ta wyjątkowa relacja będzie próbą spojrzenia na ten newralgiczny okres w historii Polski i dziejów Drawska z innej perspektywy, uzupełnieniem historii opowiadanych przez przybyłych tu po wojnie naszych rodziców i dziadków.
 
Losy rodziny Brandt mają formę pamiętnika, opisują zdarzenia, które rozgrywały się w Drawsku i okolicznych miejscowościach od stycznia do sierpnia 1945 roku. Ich treść po raz pierwszy opublikowana została w Dramburger Kreisblatt w roku 1974 (nr 4)  i 1975 (nr 1 i 2).
 
(Niekonsekwencje w narracji - raz pierwszoosobowa, innym razem trzecioosobowa - jest cechą oryginalnego tekstu, w którą tłumacz usiłował nie ingerować.)

Początek stycznia 1945 roku, Dramburg 
Jest wyjątkowo mroźna zima. Spadł obfity śnieg. Przez miasto od strony Złocieńca ciągną kolumny uchodźców z Prus Wschodnich i Zachodnich oraz ze wschodniej części Prowincji Pomorskiej. Tabuny podążają ulicą Große Mühlenstraße (obecna ul. Piłsudskiego) w kierunku rynku (ob. Plac Konstytucji), a następnie Wangeriner Chausee (obecna ul. Starogrodzka) i dalej na zachód.

Połowa stycznia 1945 roku, Dramburg 
Ludność z Prus Wschodnich, która już w listopadzie 1944 roku była kwaterowana w mieście, opuszcza Dramburg, chcąc znaleźć stabilizację na terenie zachodnich Niemiec.

Początek lutego 1945 roku, Dramburg
Przez miasto przechodzi przemarsz pojmanych polskich oficerów zmierzających z (oflagu) Groß Born w kierunku Lüneburga. Coraz więcej kolumn przeciąga przez Dramburg ze wschodu na zachód. Miasto zaczynają opuszczać również mieszkańcy.

Połowa lutego 1945 roku, Dramburg 
Na linii Choszczno – Pyrzyce – Stargard Szczeciński trwają walki pomiędzy oddziałami rosyjskimi a niemieckimi.
 
Rodzina Gustava Brandta mieszka w swoim domu przy Gr. Mühlenstraße  12. Należący do nich sklep (księgarnia) wciąż funkcjonuje. Właściciele drawskich sklepów, którzy jeszcze nie opuścili miasta wciąż prowadzą swe interesy. Piekarnie i sklepy mięsne są otwarte, a poczta, urząd miejski, starostwo powiatowe i inne urzędy dostępne dla interesantów. W swym mieszkaniu przy Gr. Marktstraße (obecnie ul. Sikorskiego) mieszkała córka państwa Brandt - Lena, która często odwiedza swój rodzinny dom przy Gr. Mühlenstraße.

17 lutego 1945 roku (sobota), Dramburg
Z Poźrzadła Wielkiego (Groß Spiegel - Abbau – nieistniejąca już kolonia na północ od wsi) w kolumnie uchodźców przybywają do Dramburga nasi krewni. Pod Kalisz Pomorski podchodzą oddziały Armii Czerwonej. Następnego dnia kolumna udaje się z powrotem do Poźrzadła.

23 lutego 1945 roku (piątek), Dramburg 
Ze Szczecina do Dramburga przyjeżdża po południu najstarsza córka Brandtów – Greta.

25 lutego 1945 roku (niedziela), Dramburg 
Greta o 14 opuszcza Dramburg. Do Szczecina – przez Resko i Płoty - zabiera ją ciężarówka Wehrmachtu. 
1 marca 1945 roku (czwartek), Dramburg 
O godzinie 23 bicie dzwonów kościelnych alarmuje drawszczan o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Rosyjskie wojska są już pod Zagozdem. Większość mieszkańców pogrążona jest jednak w mocnym śnie. Lena, którą zbudziło bicie dzwonów opuszcza swoje mieszkanie na Gr. Marktstrasse (obecnie ul. Sikorskiego) i śpieszy do swoich rodziców i siostry na Gr. Mühlenstraße (obecnie ul. Piłsudskiego), aby przekazać im złe nowiny. Po drodze zamienia jeszcze kilka słów o tym jak poważna jest sytuacja ze swoim sąsiadem – mistrzem fryzjerskim Paulem Mathiess. 
W domu Brandtów wszyscy pogrążeni są jednak we śnie. Podobnie jak w sąsiadujących domach.  Dopiero wyglądająca przez okno Hedwiga Mäder, za namową Leny, budzi przy pomocy telefonu rodzinę Brandtów. Wielu drawszczan opuszcza miasto.



Gr. Mühlenstraße (obecnie ul. Piłsudskiego)

3 marca 1945 roku, przedpołudnie, Dramburg 
Miasto opuszczone przez wielu mieszkańców stało się spokojniejsze. Mniej więcej do godziny 12 wciąż otwarte były sklepy. W naszym mieszkaniu na Gr. Mühlenstraße odwiedziła nas pani Haese wraz z córką Metą. Wspólnie postanowiliśmy wywieźć z miasta część ubrań i żywności i ukryć je w naszej altance nad rzeką, nieopodal kąpieliska. Zdawało nam się, że artykuły te będą tam bezpieczniejsze gdy w mieście wybuchną pożary. Nie udaje nam się jednak przedostać przez most. Pilnują go niemieccy żołnierze. Mimo tego, do altany udaje nam się dotrzeć okrężną drogą. Jest bardzo zimno, więc szybko wracamy do domu. Po powrocie, w naszym domu zastajemy dwóch żołnierzy w niemieckich mundurach.


3 marca 1945 roku, popołudnie i wieczór, Dramburg 
Od godziny 12 miasto ostrzeliwują Rosjanie. Obrzeża miasta trawią pożary. W centrum panują ciemności. Gaz i energia elektryczna zostały odcięte. Leżymy ubrani w płaszczach w naszych łóżkach, aby trochę odpocząć i ogrzać się. Ostrzał staje się coraz silniejszy. Meta i Lena biegną na most przy drukarni. Stoi tam policjant Otto Mix oraz niemieccy żołnierze. Nawołują oni mieszkańców do opuszczenia miasta. Część mieszkańców ucieka w kierunku Dalewa, w tym dentysta P. König. Później dowiadujemy się, że został on zastrzelony przez nadciągających z tamtego kierunku Rosjan. Zza kąpieliska nad Drawą w stronę miasta napierają siły polsko-rosyjskie. Tylko nieliczni mieszkańcy pozostali w obleganym przez nieprzyjaciół Dramburgu. Z naszych sąsiadów pozostał tylko kupiec Mäder. My - rodzina Brandt oraz pani Haese z córką, opuszczamy nasz dom o godzinie 21. Na rynku czekamy razem z wszystkimi uchodzącymi mieszkańcami, aby wojskowe auta wywiozły nas z miasta. Odgłosy walk i bombardowania stają się coraz głośniejsze. Pociski trafiają budynki w mieście. Na rynku panują ciemności. Pani Haese z córką odłączają się od nas i znikają w tłumie mieszkańców i wojskowych. Panuje okropny tłok. Ludzie krzyczą, dzieci płaczą. Walki się nasilają.


3 marca 1945, godzina 23, Dramburg 
Ostatecznie nasza rodzina opuszcza miasto ciężarówkami Wehrmachtu w kierunku Zarańska. Za nami i przed nami w wojskowych samochodach jedzie wielu współmieszkańców. Ewakuacja przebiega ulicami Kl. Wollweberstrasse (obecnie ul. Bednarska) i Gr. Wollweberstrasse (obecnie ul. 11 Pułku Piechoty) i Sarranziger Chausee (obecnie ul. Połczyńska). Jedziemy bardzo powoli, samochody często się zatrzymują. Ulice przepełnione są wojskowymi, samochodami i powozami konnymi. Kolumna uchodźców, mieszkańców miasta i okolic, na rowerach, pieszo, z ręcznymi wózkami ciągnie w kierunku Zarańska. Od godziny 23 do 8 rano udaje nam się przejechać 5 kilometrów. Ponieważ siedzenia w samochodzie skierowane były do tyłu, widzieliśmy jak miasto płonie. Podróż zakończyliśmy w szkole w Zarańsku.

4 marca 1945, godzina 8, Zarańsko 
Nieprzyjacielskie oddziały podchodzą coraz bliżej Zarańska. Pod budynkiem szkoły znajdujemy wózek i ładujemy na niego nasze rzeczy. Niemieccy żołnierze przygotowują się do kontrataku. Niszczą wszystko to, co nie powinno wpaść w ręce wroga.


4 marca, godzina 10, Zarańsko 
Musimy uciekać dalej w kierunku wsi Dołgie. W okolicy dworu i mleczarni w Zarańsku (na skrzyżowaniu) znajduje się wielu drawszczan, którzy czekają tu na transport. Wraz z nami czekają piekarz Utecht i jego żona. Pani Utecht zauważa, że jej torba z pieniędzmi i dokumentami została w domu w mieście. Jej mąż, razem z panem Kanitz’em jadą więc motorem do Drawska. W mieście płonie wiele budynków. Na Luisenstraße (obecna ul. Sybiraków) pożar ogarnął piekarnię Franza Schade oraz narożny dom E. Braunschweig. Most przy drukarni został wysadzony. Przez zastępującą go drewnianą kładkę pan Utecht przechodzi w kierunku swojego domu, skąd zabiera torebkę swojej żony, a następnie wraz z panem Kanitz’em wracają do Zarańska.


4 marca 1945, godzina 14, Dołgie 
O 14 dotarliśmy do domu parafialnego w Dołgiem. Niemieccy żołnierze zdążyli zdemolować już całe wyposażenie, aby nic nie trafiło w ręce Rosjan. Wcześniej mieszkał w tym miejscu pastor Reimers.  Wraz z nami przebywają doktor Löwe, jego żona, panna Melkers, małżeństwo Speichers oraz inni drawszczanie. Pod wieś podeszły już oddziały rosyjskie. Musimy ruszać dalej.




4 marca 1945, godzina 20, Dołgie 
Na drodze znajduje się wiele wojskowych pojazdów. Jedna z ciężarówek z drewnianą przyczepą zabiera nas w dalszą drogę. Oprócz 4 lub 5 niemieckich żołnierzy jedziemy z nauczycielką Toni Dinger oraz jedną rodziną z Kalisza Pomorskiego. O godzinie 20 opuszczamy Dołgie kierując się na północ. 

4 marca 1945, po godzinie 20 
Żołnierze postanowili, że zawiozą nas nad Bałtyk, abyśmy mogli statkiem ewakuować się na zachód. W ciężarówce zamontowane było radio, więc słuchaliśmy najnowszych doniesień. W Drawsku trwały właśnie zaciekłe walki uliczne. Ostatni komunikat usłyszeliśmy o godzinie 22. Ogłoszono wówczas, że Drawsko zostało zdobyte przez wojska rosyjskie. Płakaliśmy, nie mogliśmy pojąć, że nasze miasto zostało stracone. 
W nocy dojechaliśmy do wsi Boltenhagen (obecne Bełtno), położonej na zachód od Świdwina. W jej okolicy, na jednym z zakrętów stał radziecki czołg. Musieliśmy zawrócić, nasz kierowca jechał z wielką prędkością na przełaj, przez pola i łąki. Następnego dnia, o 8 rano dotarliśmy do Rydzewa.

5 marca 1945 (Poniedziałek), godzina 8, Rydzewo 
Czuliśmy uległość i apatię. Schronienie znaleźliśmy w otwartej stodole, znajdującej się nieopodal dużego gospodarstwa. Nad nami latały nieprzyjacielskie samoloty a za pobliskim wzgórzem trwały walki naszego Volkssturmu z Rosjanami. Bydło pozostawione samopas przez upuszczających wieś mieszkańców chodziło wszędzie dookoła i głośno ryczało. Starsza kobieta mieszkająca w gospodarstwie dała nam trochę mleka. Do południa opuściliśmy to obejście. Schronienie udało nam się znaleźć w folwarku naprzeciwko domu parafialnego. Wewnątrz znaleźliśmy innych drawszczan, którzy opuścili miasto w sobotnią noc i w niedzielę. Na dziedzińcu znajdowała się piekarnia. Razem z panną Dinger oraz małżeństwem z Kalisza pozostaliśmy tam do wieczora. Niedaleko nas leżeli ranni niemieccy żołnierze. Jedna z zagród płonęła! Bardzo chciało nam się pić. Ja, Lena, poszłam poszukać wody. Być może niedaleko znajdować się mogła przecież jakaś pompa? Szybko zostałam jednak zatrzymana przez niemieckich żołnierzy, którzy nakazali nam pozostać w budynku, w którym leżeli ranni i ich doglądać.

5 marca 1945, godzina 19, Rydzewo 
Zewsząd otaczają nas ciemności, więc podejmujemy decyzję aby poszukać jakichś świec lub lampy naftowej. W sąsiednim domu znajdujemy dwie świece, które szybko nam się wypalają.

5 marca 1945, po 19, Rydzewo 
Zawołano mnie do opieki nad jednym, bardzo wysokim żołnierzem. W ciemności nie mogłam wiele zobaczyć, ale pewne było, że ma on wiele ran. Jego nogi były zimne i wiedziałam, że niedługo umrze. Nieopodal leżał również drawski funkcjonariusz policyjny Otto Mix oraz jeden z żołnierzy, z którymi przyjechaliśmy tu ciężarówką. On również był ciężko ranny. Pozwolono mi wrócić do piekarni, gdzie znajdowali się moi rodzice i siostra.  

5 marca 1945, od godziny 20 do 21, Rydzewo 
Grupa naszych żołnierzy przygotowywała się do walki. Dostali rozkaz, aby przebić się przez linię wroga i stworzyć bezpieczne przejście dla ludności cywilnej. Akcja zakończyła się klęską.

5 marca 1945, godzina 23, Rydzewo 
Znów nastała noc, a z nią ciemności i chłód. Płonęło wiele zagród, również ta, w której zatrzymaliśmy się rano. Przeszliśmy przez ulicę, aby schronić się w domu parafialnym. Na dziedzińcu stał Otto Weichbrod (drawski kupiec) z gotową do odjazdu furmanką. Wraz ze swoimi bliskimi podjął próbę opuszczenia wsi. Na próżno! Po kwadransie zmuszony był wrócić pod parafię. 
W trzech pokojach domu parafialnego znajdowało się wiele pochodzących z Drawska kobiet, mężczyzn, dzieci i starców. Muszę nadmienić, że pośród nas znajdował się także kierownik drawskiej NSV (Nationalsozialistische Volkswohlfahrt - Narodowosocjalistycznej Opieki Społecznej), który jako jedyny wśród nas ubrany był w brunatny, niemiecki mundur. Był w takim stanie, że próbował nawet pośród nas – kobiet i dzieci – odebrać sobie życie. Zaczęliśmy na niego wrzeszczeć, aby wyniósł się na podwórze. Pan Speichert dał mu wtedy ciemny płaszcz, który po naszych naleganiach musiał założyć na mundur. Wszyscy bardzo baliśmy się tego, że gdy przyjdą Rosjanie to przyjmą, że wszyscy należymy do partii i zostaniemy rozstrzelani.

6 marca 1945, godzina 3 rano, Rydzewo
O 3 w nocy na parafię wchodzi trzech rosyjskich oficerów. Wszyscy leżymy ściśnięci obok siebie na podłodze. Żołnierze rozkazują nam wstać i podnieść ręce do góry. Pytają się nas jak się tu dostaliśmy. Gdy mówimy, że przyjechaliśmy tu z Drawska – śmieją się z nas. W taki sposób, 6 marca 1945 roku, my - mieszkańcy Drawska staliśmy się jeńcami.

Wygnani na podwórze, musieliśmy oddać pilnującym nas rosyjskim żołnierzom obrączki, zegarki i inne wartościowe przedmioty. Zapędzono nas na szosę prowadzącą w kierunku Drawska. Z naprzeciwka nadciągały nieprzyjacielskie wojska. Najpierw jechali Polacy. Za nimi Rosjanie. Ci drudzy wiwatowali i krzyczeli: „Hurra – Hitler kauputt”.  
Do Drawska prowadzono nas polami, równolegle do szosy. Krótko przed Zarańskiem zaczęło brakować nam sił, bardzo bolały nas nogi. Udało nam się zwolnić tempo, odłączyć się od grupy i zostać kawałek w tyle. Padał gęsty śnieg. Gdy przechodziliśmy obok mleczarni w Zarańsku, stali tam pilnowani przez Rosjan nasi współmieszkańcy, od których chwilę temu się odłączyliśmy. Mimo tego maszerowaliśmy dalej w kierunku miasta, a Rosjanie nie zwrócili na nas uwagi. 
Pospieszyliśmy więc dalej, do domu, do Drawska.

6 marca 1945, droga z Rydzewa do Drawska 
O 9 rano dotarliśmy do miasta. Z domów naprzeciwko cmentarza polscy szabrownicy wynosili meble i kosztowności, które następnie ładowali na ciężarówki i wywozili. Pierwszy spalony dom, który zauważyliśmy znajdował się na Burgerstraße (obecna ul. Zamkowa). Był to dom, w którym mieszkał krawiec Stubenrauch. Po drugiej stronie ulicy stała spalona kamienica dentysty Martina Barnsteina. Na Luisenstraße (obecna ul. Sybiraków) spalona była 3-piętrowa kamienica piekarza Franza Schade, a także sąsiadujący z rynkiem narożny dom Braunschweig (wcześniej C. Heyn). Przy rynku spalona była również cukiernia Kaden (należąca wcześniej do Hermanna Howe). Cała południowa pierzeja rynku od budynku sądu po warsztat zegarmistrza Radunza jest spalona. Został wysadzony most na Gr. Mühlenstraße. Funkcjonował jednak most zastępczy wykonany z belek oraz masywnych skrzydeł bram wyjętych z pobliskich budynków. Stojące naprzeciwko drukarni domy Riwalskiego, Maxa Assmussa oraz rzeźnia Waldemara Dahmsa mają bardzo uszkodzone dachy.

6 marca 1945, po godzinie 9 rano, Drawsko
Z pobliskiego domu Ottona Knodela zostały zgliszcza. Ale o dziwo, dom handlarza mąką Ottona Dallmanna (wcześniej należący do Bernharda Abendrotha) oraz nasz dom wciąż stoją! Betonowe odłamki wysadzonego mostu podziurawiły jedynie dach naszego domu. Prawdopodobnie przez to, że budynki zbudowane były z muru pruskiego a przed nimi – na linii ognia - znajdowały się zabudowania Mühlenwegstraße (ob. ul. Kujawska), te oba domy ocalały przed ogniem. Bank (Volksbank - do 1945 roku znajdował się na poziomie dzisiejszego Polo Marketu, po drugiej stronie ulicy) oraz wszystkie budynki po tej (zachodniej) stronie ulicy od kamienicy kupca Gustava Raatz spłonęły. Na rogu Gr. Mühlenstraße (obecna ul. Piłsudskiego) i Jägerstrasse (obecna ul. Pocztowa) stał jeszcze dom handlowy rodzeństwa Schlüter (dzisiejsze Centrum handlowe). Domy przy Jägerstraße zamieniły się w gruzowisko. Zniszczono „Herberge zur Heimat” oraz budynek narożny (na rogu obecnej ul. Pocztowej i Piłsudskiego - w miejscu dzisiejszego placu Leopolda Kuczerawego) G. Weymanna. Przestały istnieć znajdujące się na Gr. Mühlenstraße domy handlarza tkaninami Radtke, rzeźnia Augusta Haffera i sklep z wyrobami skórzanymi Hinza (który dawniej służył jako dom strażnika bramy miejskiej). Przy domu kowala Gustava Mundstocka i przy domu handlowym stały zniszczone czołgi. Na Jägerstraße spłonęły: narożny dom ogrodnika Krügera, sklep F. Schramma i dom dekarza Rudolfa Günthera, a także dom Ottona Jacoba. W kupę gruzu zamienił się dom elektryka Wernera Günthera stojący na Grulichstraße, dom pani Plaster na Gr. Mühlenstraße  oraz dom Ernsta Stehra na Klosterstraße (obecnie ul. Obr. Westerplatte).

6 marca 1945, godzina 10, Drawsko
Przed naszym domem spotkaliśmy księgowego Gerharda Tescha. Powiedział nam, żebyśmy pod żadnym pozorem nie pokazywały się na ulicach podczas pobytu żołnierzy w mieście. Rosjanie zachowywali się okrutnie, zwłaszcza wobec kobiet i dziewcząt. Także teraz widzimy kręcących się po ulicy Polaków i Rosjan. 
Nasz dom jest zdemolowany. Wszystko wewnątrz jest poprzewracane. W sieni leżą porozrzucane nasze ubrania. Ktoś przewrócił na podłogę regał na książki. W warsztacie wszystkie maszyny zdemolowano. W sklepie ze wszystkich szaf i regałów zrzucono książki i towary. Wszystko to, razem ze strzaskanymi pojemnikami z farbą i atramentem, klejami oraz stłuczonym szkłem z okien leży porozrzucane na podłodze. Z okna wystawowego została tylko rama, drzwi wyważono. Mieszkanie także zostało splądrowane, jednak dało się tam mieszkać.

6 marca 1945 , po godzinie 10, Drawsko 
Niebezpieczeństwo! W pobliżu naszego domu pojawiają się Rosjanie i kolejni szabrownicy. Szybko chwytamy najpotrzebniejsze nam rzeczy i ubrania i podejmujemy decyzję o przeniesieniu się do mieszkania Leny na Gr. Marktstraße (obecną ul. Sikorskiego). W okolicach rynku jest zbyt niebezpiecznie, przez co nie możemy iść najkrótszą drogą. Kierujemy się więc w stronę parku przez Jägerstraße (obecna ul. Pocztowa). Przy poczcie stoi zniszczony w czasie walk o miasto wrak czołgu. Sam budynek nie jest uszkodzony. Chcieliśmy przejść przez most przy szkole na Klosterstraße (obecna ul. Obr. Westerplatte), jednak ten odcinek okazał się zablokowany. Gdy przechodziliśmy przed oknami domu ogrodnika Wernera rozpoznały nas jego dwie siostry. Przez ostatnie dni doświadczyły strasznych rzeczy przez to, że pozostały w mieście w czasie oblężenia. One także przestrzegają nas przed rosyjskimi żołnierzami, a także radzą abyśmy na Marktstraße udali się dookoła, wzdłuż Grulichstrasse (obecnie południowa część Obr. Westerplatte) a potem przez most przy fabryce Weilanda (most za Policją), a następnie przez park i ogród Bartholda.

6 marca 1945 , po godzinie 11, Drawsko - park
Restauracja Bruno Sauera wygląda na opuszczoną. Gimnazjum spłonęło, most prowadzący do parku również nie jest przejezdny. Superintendentura z zewnątrz nie wygląda na zniszczoną. Stodoły znajdujące się przy boisku sportowym zrównano z ziemią. Na Gr. Markstraße  (ob. ul. Sikorskiego) większość budynków ocalała. Dom tokarza Fottinga oraz dom handlarza artykułami skórzanymi Hinza mają wiele dziur po kulach. Ostatecznie dochodzimy do domu na Gr. Markstraße 8, gdzie nad drzwiami zatknięto biało-czerwoną flagę. Moje (Leny) mieszkanie wciąż jest zamknięte na klucz, otwieram je i stwierdzam, że jest nienaruszone. Tu szabrownicy jeszcze nie dotarli.

6 marca 1945 , po godzinie 11, Drawsko, mieszkanie na Marktstraße 
Po umieszczeniu naszych rzeczy w mieszkaniu, odkryliśmy, że na wyższym piętrze przebywa cała rodzina rzeźnika Arndta. Starszy pan Hammerstedt przebywający w swoim domu na Klosterstraße (ob. ul. Obr. Westerplatte) w nocy z 5 na 6 marca był strasznie traktowany przez Rosjan. Tej nocy obiecaliśmy przyjąć go do siebie. W swoim domu na rogu Gr. Marktstrasse (ob. ul. Sikorskiego)Klosterstraße przebywa również cała rodzina piekarza E. Parlitza. Dołączyła do nas córka pana Seegersa – Lenchen, którą razem z jeszcze jedną dziewczyną obiecaliśmy ukryć przed Rosjanami w naszym mieszkaniu.

8 marca 1945, Drawsko 
Niektórym mieszkającym w Drawsku kobietom i dziewczętom, w tym nam - siostrom Brandt udaje się znaleźć zajęcie w rzeźni Dahmsa. Za swoją pracę pierwszego dnia otrzymałyśmy mięso. Było tego tak dużo, że wystarczało aby wymienić je z sąsiadami na chleb. Rosjanie posyłają Niemki do sklepu Fritza Kath, aby przynosiły im rzeczy bez uiszczenia zapłaty. W mieście jest bardzo niebezpiecznie, więc nie wychodzimy z domu! W rzeźni Dahmsa Rosjanie zaczepiają pracujące tam kobiety, musimy znaleźć inne zajęcie.

13 marca 1945 roku, Drawsko 
We wtorek zostałyśmy razem z innymi kobietami oddelegowane do posprzątania w kościele. Przedsionek był niemal do poziomu jednego metra wypełniony rozmaitymi przedmiotami, w tym m.in. niemieckimi mundurami. W kościele walały się śmieci a prezbiterium i zakrystia były częściowo zdemolowane. Uszkodzone były także kościelne organy.

19 marca 1945 roku, Drawsko 
Do poniedziałku 19 marca mieszkaliśmy we względnym spokoju w mieszkaniu przy Gr. Markstraße 8 (obecna ul. Sikorskiego). Urzędował już wówczas polski burmistrz, którego siedzibą był dom rodziny Fetting przy Gr. Markstraße 27. Rankiem wydał on zarządzenie, aby wszyscy Niemcy mieszkający przy głównych ulicach miasta opuścili swoje mieszkania. Do południa przebywaliśmy więc w domu pani Haese znajdującym się przy Saarstraße. Popołudniu zmuszeni byliśmy ponownie się przenieść, tym razem do domu rodziny Seegers na Wangerinstraße (obecna ul. Starogrodzka), który znajdował się naprzeciwko budynku seminarium (będącego od 1934 roku siedzibą Sportowej Szkoły Motorowej). Często pojawiali się tam Rosjanie, którzy obserwowali i kontrolowali wszystko co robiliśmy.

23 marca 1945, Drawsko 
Wieczorem 23 marca czterech rosyjskich oficerów przyszło do domu, w którym pomieszkiwaliśmy. Zmusili Lenchen Seegers do gry na fortepianie, a nas do tańca z nimi. Byłyśmy wściekłe i bardzo się wzbraniałyśmy! 
Spłonął dom kupca Ericha Ruela znajdujący się naprzeciwko mojego mieszkania (dom znajdował się na rogu ul. Sikorskiego i ul. Obrońców Westerplatte; w tym miejscu obecnie znajduje się sklep Max). Podpalili go szabrownicy. Rosjanie zabraniali nam się zbliżać, ale udało mi się jeszcze pobiec do siebie i uratować kilka rzeczy. Na szczęście pożar nie rozprzestrzenił się, a sąsiadujące kamienice ocalały. Wciąż jednak nie pozwalano nam wrócić do mojego mieszkania na stałe. 

Sklep Ericha Ruela.

4 kwietnia 1945, Drawsko - Konotop
Przedpołudnie 
Od 24 marca do 4 kwietnia, z polecenia nowych władz przydzielano nam do wykonania różne zajęcia. Dziś jednak nasza praca przestała być przydatna. O godzinie 11 do miejsca, w którym pomieszkiwaliśmy przyszli polscy milicjanci i nakazali nam, abyśmy w ciągu 2 godzin opuścili miasto. Zabraliśmy ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Po godzinie 12, w strugach deszczu zostaliśmy pognani przez milicjantów przez Plac Gdański w kierunku wsi Konotop.

Godzina 18 
Wraz z wieloma innymi mieszkańcami Drawska od godziny 18 przebywamy w Konotopie. Nocą gnębią nas stacjonujący tu rosyjscy żołnierze.  

18 kwietnia 1945, Konotop 
Wciąż przebywamy w Konotopie. Pomieszkujemy w domu pani Mell. Naprzeciwko nas mieszka rodzina Franza Fetzer, panna Schade oraz pani Weymann wraz z córką. Pod nadzorem Rosjan musimy wykonywać różne prace, np. grzebać padnięte konie czy utrzymywać porządek na drodze prowadzącej przez wieś. Nocami wciąż niepokoją nas Rosjanie.

Żołędowo (niem. Mittelfelde). Nieistniejący już pałac rodziny von Brockhausen, rok 1909



19 kwietnia 1945, Konotop i Żołędowo
Przed południem dostaliśmy rozkaz aby opuścić Konotop. Musieliśmy wyruszyć w stronę Żołędowa (niem. Mittelfelde) i tam w budynkach przeznaczonych dla robotników, które znajdowały się przy pałacu należącym do rodziny Brockhausen znaleźć miejsce do spania. 
Ze splądrowanego pałacu przynieśliśmy niezbędne dla nas artykuły takie jak naczynia oraz meble (łóżka). Następnie każdej rodzinie przydzielona została osobna izba. Od pozostałych we wsi mieszkańców otrzymaliśmy trochę ziemniaków, rzepy i buraków cukrowych. W drewnianej szopie nieopodal znaleźliśmy drewno na opał. W miejscowej szkole mogliśmy ugotować syrop z buraków. Brakowało nam jedzenia. Nie mieliśmy chleba, mąki, tłuszczu czy soli. Gdy przyszedł wieczór nie mieliśmy również żadnego źródła światła, nie dysponowaliśmy ani lampą naftową ani nawet łojówką. Mrok jednak sprzyjał temu, aby kobiety i dziewczęta pozostały w ukryciu. 

Początek maja 1945, Żołędowo (niem. Mittelfelde) 
W położonej nieopodal leśniczówce Luisenhof znajdowało się radio. Jeden z naszych współmieszkańców przemknął się tam i usłyszał komunikat: Wojna się skończyła! 8 maja 1945 roku Niemcy skapitulowały! 
Część drawszczan - szczególnie starcy - znajduje się w Konotopie. Kupiec Hermann Mäder oraz jego siostry, a także mieszkańcu drawskiego Hospitala głodują. Nam wciąż nie wolno opuścić Żołędowa, pilnują nas polscy milicjanci. Pani Schneider powiedziała, że na polu niedaleko folwarku Luisenhof udało jej się znaleźć zboże! 

11 maja 1945, Żołędowo (niem. Mittelfelde)
W poszukiwaniu jedzenia udałam się wraz z siostrą w kierunku folwarku Luisenhof. Z powodu rosyjskich patroli nie udało nam się jednak do niego dotrzeć. Rosjanie zaczęli patrolować także okolice pałacu w Żołędowie, przez co droga powrotna do rodziców była odcięta. Bardzo bałyśmy się tych żołnierzy, zdecydowałyśmy więc udać się do Karwic, gdzie znaleźliśmy schronienie u mieszkającej naprzeciwko kościoła rodziny W. Ludzie ci przyjęli nad bardzo chętnie i ugościli nas kolacją. Mimo tego musiałyśmy bardzo szybko opuścić ich dom. Karwicki kościół był splądrowany.

Nie znałyśmy okolicy, zaczęło padać i prędko zapadł zmrok. Okrężną drogą, przez Konotop, dotarłyśmy ostatecznie do Żołędowa. Obok pałacowego ogrodu wyczekiwali nas już na nas zatrwożeni naszą nieobecnością rodzice oraz inni znajomi. 

14 maja 1945, z Żołędowa do Konotopu
Do poniedziałku 14 maja znajdowaliśmy się w Żołędowie. Około godziny 13 zostaliśmy zmuszeni do wymarszu w kierunku Konotopu, gdzie dotarliśmy o godzinie 16.

15 maja 1945, z Konotopu do Drawska 
We wtorek rano opuściliśmy Konotop i około godziny  11 przed południem dotarliśmy do Drawska. Schronienie znaleźliśmy ponownie w domu pani Haese przy Saarstraße (obecnie ul. Śląska). Nasz ojciec – Gustav Brandt – został zabrany przez polskich milicjantów i oddelegowany do prac porządkowych w budynku poczty. Moją siostrę przydzielono do pracy w pobliżu Kirchestraße (obecnie ul. 4 Marca).

16 maja 1945, Drawsko 
Od 16 maja wszyscy Niemcy muszą zgłaszać się do kontroli i po przydział pracy w siedzibie polskiego burmistrza, który urzędował w dawnym domu rodziny Fetting przy ul. Gr. Markstraße 27 (obecna ul. Sikorskiego).

19 maja 1945, Drawsko 
Rosyjska komendantura znajdowała się w kamienicy przy rynku, należącej do niedawna do rodziny Boddin. Otrzymaliśmy nakaz, aby stawić się tam po przydział pracy. Stamtąd wysłano nas do apteki, która znajdowała się po drugiej stronie rynku (współczesny budynek przy ul. Piłsudskiego 1). Pomieszczenie główne i zaplecze wyglądały okropnie. Wszystkie lekarstwa i inne produkty zrzucono z regałów i szaf na podłogę. Mieszanina aptecznych płynów powodowała odór nie do zniesienia. W mieszkaniu Soeltera znajdowały się zgromadzone fotele, sofy i odbiorniki radiowe, które miały zostać wywiezione do Rosji. Zagrabione przez Rosjan maszyny do szycia stały na podwórzu sąsiadującego hotelu „Deutsches Haus” (wcześniej "Hotel Geske"; obecna siedziba banku PKO SA). Również one miały być przewiezione na wschód. Za wykonaną pracę otrzymaliśmy pół bochenka chleba oraz trochę koniny.  



23 maja 1945, Drawsko
Na boisko sportowe w Parku Luizy (dzisiejszy Orlik w Parku Chopina) zostały spędzone wszystkie krowy z okolicy. Kto z nas – Niemców – się odważył, zakradał się aby wydoić krowę i przynieść trochę mleka. Stado zostało potem popędzone na wschód, do Rosji. W mieście były otwierane pierwsze polskie sklepy z artykułami spożywczymi, ale my nie mogliśmy w nich kupować. Nie mieliśmy ani polskich, ani rosyjskich pieniędzy, a nasze niemieckie pieniądze nie miały żadnej wartości. Kobiety, które miały małe dzieci, wykradały się wieczorami z miasta do okolicznych wsi, aby tam prosić o mleko i pożywienie. 

7 czerwca 1945, Drawsko
Od 16 maja do 7 czerwca mieszkaliśmy w Drawsku przy Saarstraße (obecna ul. Śląska), jednak znów dostaliśmy nakaz przeprowadzki. Teraz mogliśmy wrócić do mojego mieszkania przy Große Marktstraße (obecna ul. Sikorskiego).

W niedziele odbywały się jeszcze ewangelickie msze, które odprawiał superintendent Scheske. 

10 czerwca 1945, Drawsko 
W niedzielę 10 czerwca, w naszym kościele miała miejsce konfirmacja.

13 czerwca 1945, Drawsko 
W środę, wczesnym rankiem, o godzinie 6, rozdzwoniły się dzwony na mszę. Nasz ewangelicki Kościół Mariacki stał się od dzisiaj kościołem katolickim. Wstępu do niego zabroniono wszystkim Niemcom.
Na skwerze przed kościołem urządzono cmentarz, na którym pochowano poległych w starciach ulicznych Rosjan i Polaków.

23 czerwca 1945, Drawsko
Znów zostaliśmy zmuszeni do przeprowadzki. W sobotę, 23 czerwca przenieśliśmy się do domu nr 19 na skrzyżowaniu Klosterstraße (obecna ul. Obrońców Westerplatte) i Burgstraße (obecna ul. Zamkowa). Tuż obok znajduje się drugi dom parafialny (nieistniejący budynek, w którego miejscu znajduje się dziś zakład stolarski) oraz stare seminarium (w jego miejscu znajduje się obecnie przedszkole). Razem z nami mieszka tu rodzina piekarza Hermanna Howe. 
W domu wszystkie okna są powybijane. Część z nich pozabijaliśmy deskami lub zastawiliśmy szafami. Na ulicy, przed znajdującym się naprzeciwko domem parafialnym porozrzucane są książki, akta kościelne i rozmaite przybory biurowe. 

Dom na skrzyżowaniu ul. Obrońców Westerplatte i ul. Zamkowej, w którym w czerwcu 1945 zamieszkiwała rodzina Brandt.


30 czerwca 1945, Drawsko
W Drawsku jest tyfus. Polski burmistrz polecił, aby wszyscy Niemcy się przeciwko niemu zaszczepili. Punkt, w którym szczepił nas polski lekarz znajdował się na Grulichstraße (obecna ul. Obrońców Westerplatte) w willi rodziny Schuster. Do miasta, z zamiarem osiedlenia się wciąż przybywają polskie rodziny.

 

Przedwojenna Villa rodziny Schuster

  
7 lipca 1945, Drawsko  
Ja (Lena) i jeszcze jedna z kobiet zostałyśmy przydzielone do pracy w hotelu Arndt. Musiałyśmy uprzątnąć główną salę, w której w niedziele miało odbywać się polskie wesele. 

Hotel Arndt - obecna siedziba Ośrodku Kultury w Drawsku Pomorskim


8 lipca 1945, Drawsko  
Kwiaty na stół zebrałyśmy w ogrodzie Moratza (wcześniej R. Rowe), sama musiałam zająć się zrobieniem bukietu. Dziś są moje urodziny. Każdego roku dostawałam od taty taki sam bukiet czerwonych róż. Na polskim weselu do grania muzyki zostali wyznaczeni Otto Schubert (Kantor) oraz nauczyciel Erich Mundstock.
9 lipca 1945, Drawsko
Razem z siostrą i naszymi dwoma przyjaciółkami zostałyśmy przydzielone do pracy w dawnej siedzibie Urzędu Kolejowego (tuż obok budynku Starostwa Powiatowego). Miałyśmy nocować na parterze, gdzie biura zostały przerobione w pokoje mieszkalne. Na piętrze urzędował polski właściciel -  nasz szef, na którego rzecz od teraz musiałyśmy pracować. Zajmował się on przydzielaniem niemieckich gospodarstw i nieruchomości położonych w okolicach Drawska przybywającym tu Polakom. Dla nowo przybyłych polskich rodzin musiałyśmy uprzątnąć pokoje w budynku naprzeciwko (stara siedziba Starostwa Powiatowego). Służyły one do doraźnego kwaterunku osób dopiero przybyłych, gdzie mogły one spokojnie przenocować. W sklepie spożywczym należącym wcześniej do Fehlhabera znajdowała się wielka kuchnia, gdzie gotowałyśmy sobie posiłki. Musiałyśmy się tylko zatroszczyć o wodę, ponieważ prawie wszystkie pompy w mieście zostały zniszczone.

Drawsko Pomorskie (Dramburg) - dawna siedziba Urzędu Kolejowego (Eisenbahn-Betriebsamt)


19 lipca 1945, Drawsko
Od czasu naszej rejestracji do wygnania, wielu Niemców z Dramburga i okolicznych wsi było przez polską milicję aresztowanych i zamykanych w improwizowanych więzieniach w piwnicach rozmaitych kamienic. W południe 19 lipca 1945 wracałam z pracy do miejsca, w którym mieszkali rodzice na Klosterstraße 19 (obecnie północna część ul. Obrońców Westerplatte). Milicja zdążyła już ich aresztować, podobnie jak mieszkającą z nimi rodzinę piekarza Howe. Wszyscy byli przetrzymywani w jednej z piwnic na Kirchestraße (obecna ul. 4 Marca). Gdy próbowałam dowiedzieć się coś więcej od polskiego milicjanta, ten aresztował także i mnie. Cały dzień byliśmy przetrzymywani w ciemnej piwnicy. Dopiero około godziny 19 wyprowadzono nas i ustawiono czwórkami pod znajdującym się nieopodal domu rzeźnika Ebel'a.

Piwnice Willi Luizy.


Pod nadzorem polskiej milicji musieliśmy maszerować przez rynek (obecnie Plac Konstytucji) i dalej przez Große Muhlenstraße (obecnie ul. Piłsudskiego), przechodząc obok naszego starego domu. Byliśmy zrozpaczeni! A może wywożą nas właśnie - podobnie jak wielu innych Niemców - w głąb Rosji? Ale z Große Muhlenstraße skręciliśmy na szczęście w Poststraße (obecnie ul. Pocztowa) i dalej w Grulichstraße (obecnie południowa część ul. Obrońców Westerplatte). Zatrzymano nas przed Willą Luizy i tam sprowadzono do aresztu w piwnicy. Wszystkie cele były tu wypełnione ludźmi. Podzielono nas ze względu na płeć. Trafiłyśmy do pomieszczenia, w którym znajdowało się już 6 kobiet i wikariuszka ze Złocieńca. Nazajutrz do naszej celi trafiło kolejnych 13 kobiet. W pomieszczeniu obok znajduje się cela, w której przetrzymywani są mężczyźni, są tam m.in. stary pan Herold, dekarz Schulz, pan Hermann, pan Walter Bartelt - sekretarz Powiatowej Kasy Oszczędności (Kreis-Sparkasse), cieśla Brüchert z Mielenka, zawiadowca stacji ze Złocieńca Brode, Dr. Löwe wraz z żoną oraz wielu innych. Areszty zostały zorganizowane również w piwnicach Urzędu Finansowego (obecna siedziba KPP Drawsko) oraz w Willi Rosenfeld na Große Muhlenstraße (dzisiejszy Urząd Skarbowy). Wszędzie tam przetrzymywani są Niemcy. Pani Howe i nasza mama próbowały wstawić się u milicjantów za więzionymi staruszkami, prosząc aby ich wypuszczono. Wszystkich nas czekał jednak długi pobyt w piwnicach Willi Luizy.

16 sierpnia 1945, Drawsko 
Po czterech tygodniach, 16 sierpnia 1945 roku, naszemu tacie pozwolono wreszcie przenieść się do naszej celi. Od teraz byliśmy razem, ale wciąż było nam bardzo ciężko, podobnie jak innym niemieckim więźniom przetrzymywanym w piwnicach Willi Luizy. Każdego dnia dostawaliśmy jednak jedzenie. Sztukę suchego chleba – zwykle jakieś trzy kromki, a później, pod wieczór większy garnek z ugotowaną potrawą, zazwyczaj była to zupa ziemniaczana z kuchennymi resztkami.  
Jedynym meblem w naszej celi było proste krzesło. Na nim stawialiśmy zwykle garnek z zupą. Codziennie przez ostatni miesiąc, w piątkę gromadziłyśmy się dookoła stojącego na krześle garnka i w przykucnięciu spożywałyśmy posiłek. Około godziny 9 rano wypuszczano nas na kwadrans na podwórze domu, abyśmy mogły umyć się przy pompie. Niekiedy, z polecenia Polaków, musiałyśmy też wykonywać w Willi Luizy rozmaite prace. 

Willa Luizy - wnętrze klatki schodowej.


17 sierpnia 1945, Drawsko 
Mnie oraz wikariuszkę, z którą dzieliliśmy celę skierowano dziś do wysprzątania jadalni znajdującej się na parterze, po prawej stronie od wejścia do willi. W pomieszczeniu znajdował się wielki oszklony regał na książki, jednak zamiast książek, za szybami znajdowały się…  żywe króliki. Pilnujący nas polscy strażnicy cieszyli się, gdy siadając do posiłku, króliki skakały dookoła.  
W kuchni Willi Luizy pracowała pani Köhn i pani Schuster (która wcześniej pracowała u nas jako praczka). Na jednym ze stołów, który stał przy drzwiach, kucharki położyły dyskretnie trochę chleba, abyśmy mogły zabrać go ze sobą do cel. Nie zwlekając, zaniosłyśmy chleb do naszych mężczyzn, którzy dostawali mniejsze racje żywnościowe od nas. Jedyne, czym dysponowałyśmy w celi to stare zniszczone materace, stare wełniane koce oraz jedno krzesło.  
Raz w tygodniu byłyśmy przesłuchiwane przez rosyjskiego kapitana.

18 sierpnia 1945, Drawsko 
W Willi Luizy leży chora na żółtaczkę Rosjanka (właściwie Ukrainka). Do moich obowiązków należy opiekowanie się nią oraz sprzątanie jej pokoju. Rosjanka potrafi mówić łamanym niemieckim i trochę się zaprzyjaźniamy. Powiedziała mi, że zajmuje się mieszkaniem rosyjskiego kapitana i chciałaby mnie wziąć do pomocy. Poprosiłam ją, aby w moim imieniu poprosiła kapitana o to, abym mogła przynajmniej raz pójść do mojego starego mieszkania, wykąpać się, przebrać w czyste ubrania i zaspokoić głód.

29 sierpnia 1945, Drawsko – Willa Luizy 
W środę 29 sierpnia musiałam stawić się znowu u rosyjskiego kapitana. Przyznał mi on 3 dni urlopu, do 1 września, po czym znów będę musiała wrócić do pracy w willi. Dodatkowo musiałam podpisać dokument, że nie będę mówić o rzeczach, które zobaczę i usłyszę przez czas urlopu. Dostałam jeszcze pismo od polskiej milicji, które mówiło, że ani Polacy, ani Rosjanie nie mogą mnie bez powodu aresztować.

 29 sierpnia 1945, Drawsko, godzina 14 
Z Willi Luizy kieruję się od razu przez Große Mühlenstraße (obecna ul. Piłsudskiego) do starego domu moich rodziców. Może po zwolnieniu z więzienia zostali tu wraz z moją siostrą ponownie zakwaterowani?



Dom i sklep należący do rodziny Brandt do marca 1945 roku. 
Idę przez Postraße (obecnie ul. Pocztowa), a potem skrótem, przez gruzowiska, aby wyjść na podwórze za naszym domem. Jest pusto, wokół nie ma ludzi. Siadam pod rosnącym w ogrodzie orzechem włoskim. Wieje chłodny wiatr. Zniszczone okiennice i skrzydła drzwi obijają się hałaśliwie o ściany budynku. Odważam się wejść do domu tylnym wejściem. Kuchnia jest opróżniona, zabrano z niej meble i większość sprzętów. W warsztacie stoją wprawdzie maszyny do cięcia papieru i kartonów, jednak zostały one poważnie uszkodzone. Schodami chciałam wejść do części mieszkalnej na piętro, schodów już jednak nie było. W sklepie wciąż stały meble i witryny, na podłodze porozrzucane były uszkodzone towary i śmieci. Jeszcze tylko raz ogarnęłam wszystko spojrzeniem i ze łzami w oczach wyszłam na podwórze. Właśnie wtedy widziałam mój rodzinny dom po raz ostatni.



Dom rodziny Brandt (trzeci budynek od prawej) gdyby istniał, znajdowałby się dziś naprzeciwko wejścia do Hotelu Abrava. 


Była już 16, a ja postanowiłam udać się przez Mühlenwaagestraße (obecna ul. Kujawska), a następnie Klosterstraße (obecna ul. Obrońców Westerplatte) i dalej przez most do domu przy Klosterstraße 19, gdzie mieszkaliśmy w czerwcu. Niesamowicie się ucieszyłam i uspokoiłam, bo byli tam moi rodzice wraz z siostrą oraz rodzina pana Howe. Po raz pierwszy od dłuższego czasu porządnie się wyszorowałam i najadłam.
Rodzice powiedzieli mi, że Polacy chcą wysiedlić z miasta Niemców. Byliśmy zmuszeni się na to przygotować i spakowaliśmy wszystkie rzeczy, które nam pozostały. Musieliśmy opuścić nasz kochany Dramburg! Stulecia obecności naszej rodziny na tych ziemiach miały zostać przerwane. Naszymi przodkami byli rolnicy i rzemieślnicy pochodzący z Rydzewa. Stamtąd wywodziła się nasza rodzina. W 1945 roku mieszkało tam jeszcze czterech innych Brandtów, którzy wraz z innymi mieszkańcami okolicy trafili do sowieckiej niewoli. Nigdy nie sądziliśmy, że będziemy zmuszeni opuszczać naszą ojczyznę! Ale tak właśnie się stało.

31 sierpnia 1945, Drawsko, popołudnie
W piątek 31 sierpnia, około godziny 14 cała nasza rodzina wraz z towarzyszącą nam panią Modrakowską przeszliśmy Große Marktstraße (obecna ul. Sikorskiego), następnie Danziger Platz (obecnie Plac Gdański), Wangeriner Chausee (obecna ul. Starogrodzka) na dworzec w Jankowie.

Przy osiedlu domków jednorodzinnych (przy obecnej ul. Kaszubskiej) spotkaliśmy tokarza Fettinga wraz z żoną, którzy zostali zakwaterowani do budynku Związku Rolniczego (dzisiejszy internat szkoły zawodowej). Namawialiśmy ich, aby wyjechali razem z nami, ale oni zdecydowali jeszcze zostać w Dramburgu. Główny dworzec kolejowy w mieście był wciąż używany do celów transportowych, jednak Niemcy nie mogli z niego korzystać, dlatego też musieliśmy udać się aż na dworzec w Jankowie.


Kamienny drogowskaz stojący dawniej na rozwidleniu dróg na Kalisz Pomorski i Stargard.

Po opuszczeniu miasta zatrzymaliśmy się jeszcze na skrzyżowaniu Wangerin Chaussee (obecna ul. Starogrodzka) z drogą prowadzącą na Kallies (Kalisz Pomorski). Rozciągał się stąd przepiękny widok na miasto. Z prawej strony widoczna była zieleń Parku Luizy, rzeka Drawa i prowadząca nad jezioro promenada. Wysoka wieża kościoła górowała nad całym miastem. Ten ostatni obraz zachowaliśmy na zawsze w pamięci. Tu, na skrzyżowaniu, gdzie na chwilę zatrzymaliśmy się by odpocząć, stał pomnik – wielki głaz narzutowy z wyrzeźbioną głową starej kobiety - chłopki. Jej twarz skierowana była w stronę miasta. Na kamieniu widniał napis: „Heimat, wie bist du schön!” („Ojczyzno, jesteś taka piękna!”). Tak, nasza ojczyzna, nasze pomorskie pojezierze były przepiękne! Te lasy, żyzne pola, torfowiska i przyozdobione wrzosami łąki. I rzeka, nasza kochana Drawa, małe i wielkie jeziora, dzięki którym lokalny krajobraz zyskał ten niepowtarzalny urok.

Tęsknota za ojczyzną na zawsze już w nas pozostanie, a pamięć o niej nie zniknie nigdy. 

   


Komentarze

Popularne posty

Popularne artykuły