"Bohater, który dał o sobie zapomnieć" - reportaż Oliwii Wojtas o Leonie Klocu

Hodował sałatę i pomidory. Lubił łowić ryby, zbierać grzyby. Gdy był w lesie w okolicy poligonu drawskiego, znikał na całe godziny. „Leon, Leon, Le-on” – darli się za nim bliscy. Nie gubił się, wybierał własne ścieżki. I zawsze wracał.
 

Kałużówka

Drawsko Pomorskie. Na werandzie swojego domu przy ulicy Złocienieckiej 8 siedzi szpakowaty starszy pan w dużych, ciężkich okularach. Gra w szachy. „Szach!” – odzywa się Józef Orski. „Ale tu nie można” – poważnym głosem odpowiada swojemu bliskiemu krewnemu podirytowany Leon Kloc. Jest już po siedemdziesiątce, ale umysł ma ostry jak brzytwa. W 1944 roku mierzył się z innym rodzajem szachów. Słynna bitwa – Kałużówka – zapisała się w wojennej historii Podkarpacia złotymi literami. W jego pamięci miała miejsce szczególne, osobiste. Obrazy. Natarczywe. Wracały. I wyświetlał się cały film. Od pierwszej do ostatniej sceny.

Jest 10 sierpnia. Czekają w obozie w okolicy polany Kałużówki na przejście frontu radzieckiego. Dopiero 13 dni później zatrzymają się tu ich wojska. Dwie duże kompanie pod dowództwem Adama Lazarowicza – „Klamry” (w tym ta „Jasnego” – pseudonim Kloca), są uwięzione na polanie między dwoma liniami niemieckimi. Z jednej strony artyleria niemiecka, a z drugiej, bliżej Sowietów, linia frontu złożona z niemieckich żołnierzy.

Trwa ostrzał między Sowietami a Niemcami. Nad głowami bojowników co chwila przelatują dziesiątki pocisków. Niektóre z nich spadają na obóz. Oni rozstawiają plutony dookoła polany w razie bezpośredniego ataku. Kompania Kloca osłania południową i zachodnią część polany.

Noc, 23 sierpnia, Niemcy strzelają z zaciętością. Nie chcą ustąpić. Świst i huk. Magazyn z żywnością i kuchnia polowa płoną.

Adam Lazarowicz kontaktuje się z Armią Czerwoną, by skierowała ostrzał na linię niemiecką, wtedy zgrupowanie mogło przejść na ich stronę. Sowieci, podobno przez pomyłkę, kierują ostrzał wprost na stanowiska żołnierzy Armii Krajowej. 

Wczesnym rankiem 24 sierpnia Niemcy atakują znacznie większą siłą. Są doskonale uzbrojeni i mają przewagę liczebną. Mimo to wojuje im się trudno. Żołnierze AK bronią się przez kilka godzin. Dopiero gdy zaczęło brakować amunicji, kompanie zaczynają wycofywać się w głąb polany, jednak i wtedy walczą. 

Atak Niemców załamuje się, kiedy ginie ich dowódca. Nadal są zagrożeniem, szczególnie dla rannych siedzących w bunkrze polowym, który jest odsłonięty. Trzeba ich przenieść, ale nie jest to łatwe zadanie – drogi wokół polany obsadzone przez Niemców. Zgrupowanie musi ewakuować się przez las. Dla rannych robią nosze. Młodzi ludzie ryzykują życiem, aby zdobyć koce i opatrunki dla poszkodowanych. Stodoła, w której trzymają te rzeczy, stoi pośrodku polany. Duże ryzyko – Niemcy mogą zrzucić granaty w każdej chwili. Jednak udaje się. Może ich nie zauważyli? Nie tracą już więcej czasu. Żołnierze opuszczają Kałużówkę, zostawiając za sobą zwłoki poległych w bitwie. 

Od kilku dni nic nie jedli. Krok po kroku zmierzają w stronę Gębiczyny, wsi położonej parę kilometrów od polany. Są czujni, na drodze mogą spotkać wroga. Wielu z nich idzie z rannymi na noszach. Wszyscy są wyniszczeni fizycznie i psychicznie. Niektórzy nie wytrzymują głodu. 

Zabierają świnię z jednego gospodarstwa AK, a później jedzą surową, „żują jak gumę”. Wielu z nich pierwszy posiłek dostaje dopiero pod Gębiczyną. Jeden gotowany ziemniak i trzy łyżki zupy. Zostaje ich coraz mniej. 

– Zgrupowanie rozwiązywało się oddziałami, dowództwo bowiem zaleciło żołnierzom próbować wydostać się na własną rękę – wyjaśnia Maciej Małozięć pasjonat historii, który na co dzień jest zastępcą burmistrza Dębicy. Prześledził dokładnie żołnierzy AK z tego terenu i sprawdził, jak potoczyły się ich losy. Tereny wokół były otoczone siłami niemieckimi. Pojedyncze osoby zdecydowały zostać w lesie dłużej. 


„Klocówka”

Leon Kloc urodził się w Dębicy w 1907 roku i tam też mieszkał. Nie on jeden – na „klocówce”, bo tak nazywano w konspiracyjnym slangu fragment ulicy Wielopolskiej, mieszkało sporo Kloców. I wielu z nich zaangażowanych było w działania AK. W domu Wojciecha Kloca, ojca Leona, znajdował się magazyn broni. Kolejny można było znaleźć w sąsiednim budynku, gdzie mieszkał Michał Kloc.

Leonowi wojenna ścieżka nie była obca. Ukończył szkołę podchorążych w Cieszynie. Służył w 53. pułku piechoty w Stryju. Do ZWZ, który potem przekształcił się w AK, został zaprzysiężony 15 grudnia 1939 roku. To Leon był odpowiedzialny za zaangażowanie swojej licznej rodziny. W strukturach AK szybko awansował. Od lipca 1940 roku był zastępcą komendanta Placówki Dębica, potem komendantem Placówki (od grudnia 1941 roku do lipca 1944 roku). Podczas akcji „Burza” był dowódcą I kompanii w II rejonie walki Obwodu „Deser”. Na czele swojej kompanii kierował m.in. akcją zbrojną przeciwko Niemcom rabującym gospodarstwa we wsi Niedźwiada. 

Kloc, znany w Obwodzie Dębica jako dowódca, został zdekonspirowany, gdy kończyły się działania wojenne. W marcu 1945 roku Urząd Bezpieczeństwa aresztował go. Trzy miesiące później został zwolniony. Otrzymał nakaz opuszczenia Rzeszowszczyzny. Akta UB dotyczące Leona Kloca zniszczono.

 
Kierunek Dramburg

Przede mną leży duża, stara mapa z 1934 roku. Była własnością Leona Kloca. Zachowała się. Ukrył ją na strychu swojego drawskiego domu. Po latach odnalazł ją sąsiad. To mapa Rzeczypospolitej Polskiej, wielokrotnie składana i rozkładana, służyła właścicielowi przez dekady. Widać na niej wiele podkreślonych miejscowości. Wśród nich wyróżnia się jedna, leżąca na północnym zachodzie, zaznaczona okręgiem – Dramburg. 

Upalny lipiec, rok 1945. Były AK-owiec przemierza ponad 600 km, aby dostać się do Dramburga. Miasto zostało niedawno, bo w marcu tego roku, wyzwolone spod władzy niemieckiej. Od 1948 roku będzie znane pod nazwą Drawsko Pomorskie. Leon Kloc trafia do domu przy ulicy Złocienieckiej 8. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka, mały korytarzyk. Przez jakiś czas przydziela mieszkania ludziom, którzy osiedlali się w tym mieście po wojnie. Potem pracuje jako kierownik działu administracyjnego w PZGS-ie (Powiatowym Związku Gminnych Spółdzielni). – Ten pan miał maturę, ten pan Kloc na te czasy to był człowiek, który wiedział, co to jest nauka – mówi Zygmunt Radysz, sąsiad Leona. W latach 70. Kloc przechodzi na emeryturę. 

 

W ogródku warzywnym. Lipiec 1975. Fot. Radosław Orski.

Leon miał żonę – Elżbietę, która pochodziła z Krzemieńca. Pobrali się w 1963 roku, ale żyli razem już wcześniej. – Ja się urodziłem w 1952 roku, tu dorastałem, to oni już tu byli – wspomina Zygmunt Radysz.
– Ciocia pracowała krótko po wojnie w ośrodku pomocy społecznej. Pamiętam puszkę po mące w jej kuchni, pochodzącą z darów UNRRY. A w latach sześćdziesiątych w „Drawie”, chałupniczo szyła lalki, które ten zakład również produkował – opowiada Radosław Orski. Ich małżeństwo było zgodne – opowiadają bliscy Kloców i dodają, że charaktery mieli zupełnie różne.

– Elżbieta była bardzo fajna, on był, uczciwie mówiąc, bardziej mrukowaty – mówi pani Alina Karpicka, której mąż był krewnym pani Kloc. 

– Ona była otwarta, wesoła, towarzyska. Bardzo ciepła osoba. Ciocia wychowywała trochę mnie i moją siostrę. Moi rodzice pracowali, więc zaprowadzali młodszą siostrę do Kloców w niedzielę wieczorem, a w piątek odbierali. I tak co tydzień. Gdy moja mama chorowała, to ciocia Elżbieta również mną się opiekowała. – opowiada pani Jadwiga Żukowska, córka Pytlów – przyjaciół Kloców. 

 

Spacer uliczkami Drawska. Wrzesień 1981. Fot. Radosław Orski.

Leon był spokojnym, cichym człowiekiem, raczej do ludzi nie wychodził. W stosunku do rodziny był serdeczny i ciepły. Z dziećmi bliskich mu osób rozmawiał, brał na kolana, czasem opowiadał wierszyki czy częstował cukierkami. Odmienne zdanie ma sąsiad Leona, który dorastał na tym samym podwórku.

– Pan Kloc nie za bardzo lubił dzieci…chociaż ja też byłem trochę szkudny, powiem szczerze – przyznaje pan Zygmunt. 

Klocom żyło się razem dobrze, chociaż pani Elżbieta czasem nie miała łatwo ze swoim mężem. Był bardzo dokładny. „Leon nie maluj tych okien, bo ty to będziesz robił dwa miesiące!” – krzyczała, gdy ten postanowił odświeżyć stare okiennice. 

Jeśli chodzi o wydatki – Leon był bardzo oszczędny. – On był takim trochę skąpiradłem. Jak chodziłam kupować im leki, wracałam, to wszystko musiałam im wyliczać. Sprawdzał, czy dobrze mu wydałam. A to były groszowe sprawy – zaznacza pani Karpicka.

I dodaje: – Leon nie pozwalał Elżbiecie kupić pralki. Prała w zimnej wodzie. 

 

Kloc we wspomnieniach bliskich

W powojennym Drawsku Leon Kloc mógł napisać swoją historię na nowo. Nie chwalić się tym, o czym wspominać nie chciał. Nie bywać tam, gdzie być nie chciał. Nie rozmawiać z tymi, którzy mogli być zagrożeniem. I – z relacji bliskich mu ludzi – wynika, że żył po swojemu. Niewiele osób naprawdę go poznało. „Takie były czasy” – tłumaczą rozmówcy. Służył w wojsku, ale co dokładnie robił, pozostawało niedopowiedziane. On sam nie opowiadał o przeszłości wojskowej – może jedynie zaufanym osobom. 

– Nie lubił się chwalić. Elżbieta musiała wiedzieć o jego przeszłości, ale też nic nie mówiła – słyszę od pani Aliny Karpickiej. Utrzymywał kontakt głównie z rodziną. Karpiccy, Orscy (rodzina od strony Elżbiety), Pytlowie. 

– Bywali u nas na Wigilii, pamiętałam taki jeden moment. Pracowałam w przedszkolu i przebierałam się za Mikołaja, w domu to samo. Siedzę pod choinką, moje dzieci jeszcze małe, przy stole siedzi Leon z Elżbietą. I on trąca ją: „Elżbieta, kto to jest?” A ja siedziałam pod choinką. Na mnie pokazywał. „Cicho bądź, później ci powiem.” Potem powiedziała: „Alinka, nie wiesz?”, na co Leon: „Jaka Alinka?”. Śmieszny był – opowiada pani Karpicka.

– Mieli bardzo ładny zegar, taki stojący. Zawsze, jak tutaj biegałem, to było tak, że on bimbał, chyba co pół godziny. Często na tej werandzie z panem Pytlem grali w szachy i to do późnej nocy. Potem, jak było zimno, to szli do pokoju. Światło się zawsze paliło, ten zegar bimbał tam godzinami – wspomina Zygmunt Radysz. Zegar trafił później do kościoła. – Do pani Klocowej przychodził ksiądz. I on tak tuptał, tuptał aż wytuptał ten zegar – dodaje Zygmunt. 

– Pamiętam jak wracałam ze szkoły, koło Urzędu Miasta był taki kiosk i wujek często w tym kiosku odbierał gazety. I pytał się mnie: „No Jaguniu, do której klasy ty chodzisz?” „No wujku, do 11”, na co wuj Leon: „No popatrz, popatrz, jak ten czas leci!” I za jakiś czas spotykam wujka, a on powtarza tę samą formułę – wspomina pani Żukowska.

– Jeszcze taka inna, śmieszna sytuacja: wujek przyszedł do nas grać w szachy. I miał ze sobą płaszcz, właściwie to była pelisa, bo ten płaszcz był podszyty czarnym futrem. Położył go na fotelu. Poszedł grać w szachy z tatą. I wujek Leon w pewnym momencie mówi: „O zobacz, Korek – imię naszego psa, foksteriera – jakąś szmatkę tam trzepie”. Okazało się, że nasz Korek poczuł futro i je wujkowi pożarł – zapamiętała pani Jadwiga. 

 

Ślady dawnego życia

Zdarzało się, że odwiedzał rodzinę w Dębicy. Czasem oni przyjeżdżali do Drawska. Pisał też listy.
– Wujek w latach 80. bardzo często korespondował z ludźmi, z którymi walczył. Starał się im pomóc, żeby zdobyli jakieś uprawnienia kombatanckie – mówi Radosław Orski, siostrzeniec Elżbiety.

Niektórzy przyjeżdżali osobiście, aby je podpisał. Radek Orski od wczesnych lat pasjonował się fotografią i tak zostało do dzisiaj. Dzięki temu zachowały się wyjątkowe zdjęcia wuja Leona i krewnych. Patrzą zatrzymani w czasie na czarno-białych fotografiach. W krótkich błyskach migawki ujawnia się tamta, odległa chwila. Gra w szachy na werandzie, spacer uliczkami Drawska Pomorskiego, domowy ogródek. Leon Kloc. Ten prywatny. 

 

Leon Kloc z odznaczeniami. Wrzesień 1991. Fot. Radosław Orski.

 

I jedno zdjęcie na jego życzenie. Odświętny garnitur, krawat i przypięte do klapy marynarki odznaczenia. Ważne. Dopytuję o listę byłych żołnierzy z drawskiego koła AK. Nazwisko Leona Kloca jest wpisane. Właściwie to dopisane. Długopisem, pod rubryką z nazwiskami innych członków zapisanych na maszynie. Czy został wpisany tam jedynie symbolicznie? 

Po wojnie Adam Lazarowicz, były dowódca Kloca, starał się go namówić do podjęcia działań niepodległościowych. Ale ten mu odmówił. Tak brzmi oficjalna informacja. Czy w rzeczywistości Leon Kloc podejmował jakieś kroki, możemy się jedynie domyślać. Radosław Orski wspomina, że wujek należał przez jakiś czas do ZBOWiD-u. – Na pewno słuchał „Wolnej Europy” w tamtych czasach, tak myślę – mówi pani Żukowska. 


Koła, które przestały się kręcić

Zawsze chodził w marynarce. Pod nią często można było dostrzec sweter „w serek”. Jeśli jednak była to koszula – był i krawat. Eleganckie buty. Duże okulary. Tak prezentował się na co dzień Leon Kloc.
Uwielbiał grać w szachy. Bardzo lubił łowić ryby i chodzić na grzyby. Dużo jeździł rowerem – aż do pewnego zdarzenia.

 

Partia szachów. Rok 1975. Fot. Radosław Orski.


„Jak Panu zapewne wiadomo, 5. VI. 1987 r. miałem nieszczęśliwy wypadek – złamanie kości udowej lewej nogi w stawie biodrowym. Chirurgiczne leczenie w szpitalu w Drawsku nie dało dobrych wyników. Kość się nie zrosła. Jestem kaleką, poruszam się tylko po mieszkaniu o kulach” – pisze Kloc w liście do kolegi z Dębicy 15 sierpnia 1989 roku. 

Do wypadku doszło tuż przy jego domu. Miał do niego szczęśliwie wrócić. Na początku chodził o kulach. Później leżał w łóżku. Małżeństwem Kloców na starość opiekowała się Alina Karpicka. Kupowała leki, przynosiła zakupy. Dotrzymywała im towarzystwa.

 

Partia szachów. Rok 1975. Fot. Radosław Orski.

Leon Kloc zmarł 18 kwietnia 1996 roku, a trzy lata później jego żona, Elżbieta. Ich małe mieszkanie pustoszeje. Znikają pamiątki. Zacierają się ślady obecności. Zostaje niewiele – wskazówki szepczące o przeszłości tego miejsca, jak i o jego dawnych właścicielach: pieczątka z datami niemieckimi, stara mapa Polski, książka przedstawiająca zamki Niemiec, pusta szafa. 

W listopadzie 2024 roku na grobie Leona Kloca, który znajduje się na drawskim cmentarzu, po wielu latach od jego śmierci pojawiła się tabliczka IPN upamiętniająca go jako weterana walk o wolność i niepodległość Polski.

Dom przy ulicy Złocienieckiej 8 stoi nadal. Ale nikt już nie gra w szachy na werandzie, a stary zegar bimba co pół godziny, ale już w innym miejscu. 

Oliwia Wojtas


Komentarze

Popularne posty

Popularne artykuły