Große Mühlenstraße: nr 14 - Dramburger Bank
Jedną z najważniejszych i najstarszych instytucji finansowych w przedwojennym Dramburgu był założony w 1865 roku Dramburger Bank, który do 1945 roku mieścił się przy obecnej ul. Piłsudskiego (mniej więcej w połowie drogi między ul. Kujawską a ul. Pocztową, naprzeciwko obecnego PoloMarketu). W niemieckiej numeracji jego adres to Große Mühlenstraße 14.
W pierwszych dekadach XX wieku siedziba Dramburger Bank została nieznacznie przebudowana. Strych zastąpiono wówczas mieszkalnym poddaszem. Od 1940 roku funkcję dyrektora placówki pełnił Günther Stubenrauch (ur. 1907 r.), który wraz z żoną Christel (z domu Marquard, ur. 1915 r.) i córką Helmą (ur. ok. 1940 r.) zajmował mieszkanie na piętrze. Według książki adresowej, w kamienicy lub w oficynie zamieszkiwał również Karl-Franz i Johannes Callies (zapewne rodzina Paula Calliesa, wcześniejszego dyrektora banku) oraz Margarete Lorenz (z domu Callies, ur. 1909 r.) wraz z mężem.
Poniższa reklama została zamieszczona w 1930 roku w Heimat-Kalenderze, gdzie Dramburger Bank określono jako "zarejestrowana spółdzielnia z ograniczoną odpowiedzialnością". Kasy placówki były otwarte dla klientów od 8:30 do 13:00 oraz od 15:00 do 18:00. Bank oferował podstawowe usługi finansowe, takie jak kredyty i pożyczki, dyskontował weksle, umożliwiał wynajem skrytek, a także zajmował się przyjmowaniem depozytów i oszczędności, które mogły bezpiecznie spoczywać w skarbcu. W centrali telefonicznej placówka posiadała numer 61.
Dramburger Bank funkcjonował do 1945 roku. Został zniszczony w wyniku działań wojennych, dzieląc los większości kamienic znajdujących się na tym odcinku Große Mühlenstraße, której powojennym patronem był Osóbka-Morawski, później Karol Świerczewski, a w końcu Józef Piłsudski. Ostatni, powojenny rozdział historii banku odnajdujemy w sporządzonym przez Pełnomocnika Rządu RP na Obwód Drawsko Wacława Grzybowicza "Sprawozdaniu sytuacyjnym" z 1947 roku:
Temat odkrytego skarbca i jego zawartości został podchwycony przez prasę i na pierwszej stornie "Kuriera Szczecińskiego z 26 czerwca 1947 roku pojawił się poniższy artykuł.
Temat ten odnajdujemy również we wspomnieniach Pana Bogdana Waldemara Jasińskiego: Z ruin tego banku widoczny był
wystający z pod gruzów betonowy skarbiec, którego górny prawy narożnik
miał wykonany przy pomocy materiałów wybuchowych otwór przez który
można było dostać się do środka tego skarbca.
Wewnątrz, a było to pomieszczenie około 4x4 m, stały pancerne kasy ze
skrytkami o drzwiczkach podwójnie opancerzonych wielkości plus minus
50x20 cm, zamykane na klucz. Przez pierwsze 1,5 roku wiele osób tam
wchodziło. Wiele też skrytek było wyłamanych przez mieszkańców, ale
okazywały się puste i proceder włamań został przerwany. Jednak
mieszkający vis a vis banku dwaj kowale pp Aleksandrowicz i Łukaszewicz
jako fachowcy otworzyli inne skrytki, które okazały się, że była w nich
zawartość różnych depozytów. To przyniosło tym Panom wiele
przykrości. Zgłosili fakt na MO, która natychmiast się tym
zainteresowała. Kazano im odkuć wszystkie skrytki. Teren zamknięto
(zabezpieczono), towar załadowano i panów kowali również. Ponieważ nic
nie mieli w domu po pewnym czasie ich zwolniono. Myślę że ten fakt
bardzo dobrze mógł by opisać syn p. Aleksandrowicza obecnie mieszkaniec
ul. Zamkowej.
Dodam
jeszcze, że ten budynek był doszczętnie zburzony w czasie wojny jak i
inne stojące obok. Skarbiec banku był na wysokości trotuaru (chodnika). Z gruzów wystawał tylko jego strop. Po oczyszczeniu gruzowiska widoczny
był w całej okazałości razem z pancernymi (zamkniętymi) drzwiami.
Wszystko było zdemontowane razem ze skrytkami bankowymi i gdzieś
wywiezione (Poznań?).
Komentarze
Prześlij komentarz