Początki badań archeologicznych na cmentarzysku kurhanowym w Nowym Łowiczu na Poligonie Drawskim

Nowy Łowicz - niemiecki Neu-Lobitz - to nieistniejąca obecnie miejscowość, którą możemy zlokalizować przyglądając się przedwojennym mapom terenu obecnego Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych Drawsko, które w skrócie nazywane jest po prostu Poligonem Drawskim. Nazwa miejscowości, w której już nikt dziś nie mieszka służy nam jednak do dziś i to nie tylko figurując w historycznych pracach i dawnych niemieckich rejestrach. Nowy Łowicz pobudza wyobraźnię i z ogromną siłą przyciąga osoby, które chociaż w niewielkim stopniu chciałyby dowiedzieć się czegoś o dawnych mieszkańcach Ziemi Drawskiej oraz o ich zwyczajach i obrzędach.

Naczynie z cmentarzyska w Nowym Łowiczu wydobyte w 1891 roku przez Annę-Sylvię von Wangenheim. Źródło: Zaginione - Ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich, pod red. Krzysztofa Kowalskiego i Doroty Kozłowskiej-Skoczki, Szczecin 2012

Nowy Łowicz to obecnie ruina miejscowości i majątku, który niegdyś tętnił życiem. Miejsca, które z pewnością było tłem wielu wydarzeń, zarówno radosnych, jak i dramatycznych. My jednak wyruszamy dziś nieco dalej, kilka kilometrów na południe, nad starorzecze Drawy, nad którym rozciąga się szerokie, uświęcone wzgórze, gdzie przed wiekami, mieszkająca w okolicznych osadach ludność składała swoich zmarłych. 

Zabudowania wsi Nou Lobitz (pol. Nowy Łowicz) na mapie z pierwszej połowy XIX wieku.
 
Trudno powiedzieć kiedy dokładnie interesujące nas miejsce zostało rozpoznane, jako pradawne cmentarzysko. Wydaje się, że miało to miejsce na długo przed pojawieniem się po raz pierwszy na mapie nazwy "Die Hünen Berge" w 1834 roku. Nazwa ta, którą przetłumaczyć można jako "Wzgórza Hunów", określała liczne pagórki, w których rozpoznano kurhany. O ile funkcja grzebalnych kopców została poprawnie odgadnięta (a może już wówczas ktoś zorganizował tam amatorskie wykopaliska, po których nie zachowała się żadna wzmianka?), to etniczna przynależność użytkowników tego miejsca nie zgadzała się zupełnie. Hunowie terenów nad Drawą nie odwiedzali. Ale o tym za chwilę...

Cmentarzysko kurhanowe w Nowym Łowiczu jeszcze pod nazwą "Die Hünen Berge".
 
Pierwsze amatorskie wykopaliska, które pozostawiły trwały ślad w literaturze naukowej, przeprowadziła jesienią 1891 roku, właścicielka majątku Neu-Lobitz, baronowa Anna Sylwia von Wangenheim. Rozkopała ona wówczas trzy kurhany, natrafiając w jednym z nich na grób ciałopalny datowany na przełom II i III wieku naszej ery, a więc na czasy, kiedy okolicę zamieszkiwała ludność archeologicznej kultury wielbarskiej, kojarzonej z przybyłymi z północy Gotami.

Anna Sylvia von Wangenheim ok. 1880 roku. 
źródło: https://serwer1437112.home.pl/projekt/index.php?option=com_content&view=article&id=193&Itemid=95

Zamieszkujący Pomorze Goci w jednym czasie stosowali wobec swoich zmarłych dwa odmienne obrządki pogrzebowe, czym wyróżniają się na tle innych ludów zamieszkujących tę część Europy. Pierwszym z obrządków była inhumacja zakładająca złożenie do grobu niespalonych szczątków zmarłego, w przeciwieństwie do drugiej metody - kremacji - polegającej na spaleniu na stosie ciała zmarłej osoby, której kości następnie zbierano i umieszczano w glinianym naczyniu (urnie), a następnie zakopywano na cmentarzu. Pewnym wariantem pochówku ciałopalnego był grób jamowy, w którym gliniana urna została zastąpiona jakiegoś rodzaju pojemnikiem organicznym (z drewna lub skóry), po którym nie zachowały się żadne ślady. W takim wypadku kości wyglądały, jakby były złożone bezpośrednio w ziemnej jamie. Oba obrządki przez stulecia stosowano równolegle, a na cmentarzyskach z tego okresu groby ciałopalne występują tuż obok pochówków inhumacyjnych, zarówno w obrębie kurhanów, jak i w przestrzeni pomiędzy nimi. Czy te dwa rodzaje obrządku odzwierciedlały różne wizje zaświatów wśród Gotów, a może w grę wchodziły bardziej pragmatyczne względy? Archeolodzy mają wciąż niemały kłopot z zadowalającą odpowiedzią na to pytania.

Wróćmy jednak do roku 1891. Jesienią, gdy najwidoczniej inne obowiązki zostały wypełnione, Anna Sylvia, z towarzyszącą jej zapewne asystą kilku silnych robotników, rozpoczęła amatorskie badania. Zainteresowania Anny Sylvii nie wzięły się jednak znikąd. Wiadomym jest, że jej ojciec Ernst Freiherr von Wangenheim (zm. 4 grudnia 1890 r.) był członkiem szczecińskiego Towarzystwa Historii Pomorza i Starożytności (Gesellschaft für Pommersche Geschichte und Altertumskunde), do którego przynależność było powszechna wśród przedstawicieli pomorskiej szlachty. Można podejrzewać, że Anna-Sylvia przed rozpoczęciem wykopalisk zasięgnęła języka i kontaktowała się ze szczecińskimi archeologami, być może nawet w celu poznania podstawowej metodyki badań wykopaliskowych. Z pewnością słyszała ona o urodzonym w niedalekim Wolicznie (niem. Goltz) archeologu i muzealniku Adolfie Stubenrauchu, który od 1890 roku pracował w szczecińskim Muzeum Starożytności (Antiquarisches Museum) i prowadził badania archeologiczne również na obszarze Ziemi Drawskiej. Wcześniejszy kontakt z ośrodkiem szczecińskim może potwierdzać sprawozdanie z prowadzonych przez Annę Sylvię prac pt. Urnen und Sporn aus Graben romischer Zeit von Neu-Lobitz. Nach einem Bericht der Freiin Anna Sylvia von Wangenheim, które ukazało się w tamtejszym czasopiśmie Monatsblätter w 1894 roku (3/1894, str. 39-42).

Co udało się znaleźć?  Jak już zostało wspomniane, zdecydowano się rozkopać trzy kopce kurhanowe. W pierwszym z nich znaleziono interesującą konfigurację naczyń glinianych, która widoczna jest na poniższej rycinie. Były to dwa naczynia zawierające czarną ziemię wymieszaną z przepalonymi kośćmi. W ich wnętrzu znaleziono także wykonaną z brązu ostrogę oraz uszkodzony fragment drugiej ostrogi. Problemem, który napotkano był korzeń drzewa, który przerósł przez obie urny i rozdrobnił je na wiele kawałków. Możliwe było jednak ich sklejenie i odtworzenie kształtu obu naczyń. Pierwsze z nich (a) to dzban z uchem i ornamentem wokół dolnej części naczynia w postaci odciśniętego w glinie sznura. Drugie naczynie (b) to odwrócona do góry dnem misa o barwie jasnobrunatnej na zwężonej nóżce i szerokim wylewie. Znaleziona ostroga z bodźcem (c) oraz fragment drugiej ostrogi (brak przedstawienia) sprawiły na znalazcach wrażenie niewielkich, pasujących na bardzo małą stopę. Warto zaznaczyć, że z odkrytych przedmiotów w Muzeum Narodowym w Szczecinie do dziś zachowała się jedynie misa (b). Pozostałe zabytki zaginęły.


W drugim kopcu znaleziono jedynie kilka rozproszonych fragmentów naczyń ceramicznych oraz całkowicie skorodowany i nierozpoznany fragment żelaznego przedmiotu, a także nieobrobiony krzemień. Poczyniona została także interesująca obserwacja związana z archeologiczną stratygrafią, czyli układem i zależnościami między warstwami kulturowymi, które obserwować można na profilu wykopu archeologicznego (na jego ścianie). Anna Sylvia zauważyła w drugim kurhanie brak śladu czarnej, wypalonej ziemi, która w pierwszym kurhanie przebiegała przez całą jego powierzchnię, na poziomie górnej warstwy gleby. Tego typu uwagi sugerują niezwykłe wyczulenie na zagadnienia związane z metodyką prac archeologicznych.

Trzeci i największy kopiec, który znajdował się na szczycie wzgórza początkowo nie obfitował w znaleziska. Na głębokości około jednego metra odkryty został interesujący obiekt, w którego skład wchodziła ciemna ziemia oraz muszle (być może to ślad po pradziejowej uczcie lub stypie?), które w znacznych ilościach można znaleźć w płynącej nieopodal rzece. Oprócz tego znaleziono jedną niewielką urnę oraz kilka fragmentów naczyń ceramicznych, o różnych rozmiarach i kształtach, z których część podobna jest do naczyń z pierwszego kurhanu.

Ten krótki, lecz niezwykle wartościowy opis kwituje refleksja, która jest bardzo bliska osobom mającym do czynienia z ekspedycją wykopaliskową (nie tylko) w Nowym Łowiczu. Chodzi mianowicie o utrapienie w postaci korzeni drzew, które przez stulecia przerastały kopce i niszczyły znajdujące się w ich obrębie pochówki.

Anna Sylvia von Wangenheim pod koniec XIX wieku napisała pierwszy rozdział opowieści o nowołowickich kurhanach. Na kolejny trzeba było czekać niemal cały wiek. W 1988 roku, Krystyna Hahuła - młoda badaczka zajmująca się w koszalińskim muzeum archeologią okresu wpływów rzymskich - rozpoczęła w Nowym Łowiczu profesjonalne badania wykopaliskowe. O fenomenie tej inicjatywy i organizacji wykopalisk w sercu poligonu, na którym wówczas odbywały się ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego, opowiemy innym razem.

Komentarze

Popularne posty

Popularne artykuły