Drawski rynek: kamienica nr 6 - Kraft's Hotel / Hotel Stadt Dramburg / Hotel Adria

Dziś wracamy na drawski rynek, aby przyjrzeć się jego zachodniej pierzei i opowiedzieć o kamienicy, która w przedwojennym Dramburgu i współczesnym Drawsku nosiła i nosi numer 6. Niestety trudno powiedzieć coś konkretnego o jej średniowiecznych i nowożytnych losach - z racji bliskości rynku mogła ona stanowić własność bardziej zamożnych, ale nieznanych z nazwiska mieszkańców miasta. 

Z pomroki dziejów wyłania się dopiero na przełomie XIX i XX wieku jako "Kraft's Hotel" (na poniższym zdjęciu po prawej stronie). Dwupiętrowy budynek z poddaszem, zajmujący środkową część pierzei - nie oszukujmy się - nie jest szczytem finezji architektonicznej i na poniższej widokówce z 1899 roku prezentuję się nieco mniej okazale od chociażby sąsiadującej, narożnej kamienicy należącej do Hermanna Witte (po lewej stronie).


Trudno powiedzieć, czy nazwa "Kraft's Hotel" odnosi się do nazwiska właściciela (o takiej osobie nie zachowały się żadne informacje), czy też ma związek z niemieckim określeniem na pracowników lub rzemieślników (z niem. Kraft - pracownik), którzy mogli stanowić grupę docelową hotelu. Druga hipoteza budzi jednak poważne zastrzeżenia, biorąc pod uwagę bardzo dobrą lokalizację hotelu, którego kierownictwo być może celowało w bardziej zamożnych gości. Kwestia pochodzenia nazwy czeka wciąż na rozwikłanie.

Nazwa "Kraft's Hotel" przylgnęła do widocznego na poniższej widokówce przybytku na wiele lat. W latach 20. jego właścicielem był Karl Arnoldi, co potwierdza książka adresowa z 1925 roku. Zwraca uwagę również bardzo niski, drugi numer w centrali telefonicznej, co było wyraźnym wyznacznikiem prestiżowego charakteru tego miejsca.


Przyglądając się przedwojennym widokówkom przedstawiającym śródmieście Dramburga, rzucać się mogą w oczy pewne zmiany, którym podlegał rynek w pierwszej połowie XX wieku. Jedną z nich jest remont i zmiana nazwy "Kraft's Hotel" na hotel "Stadt Dramburg" (Hotel Miasta Dramburg). Warto zwrócić uwagę na to, że kamienica - pozbywając się gospodarczego poddasza - została podniesiona o jedną kondygnację, w której najprawdopodobniej zorganizowano kolejne pokoje hotelowe. Nie znamy dokładnej daty tej przebudowy, wydaje się jednak, że mogło to mieć miejsce pod koniec lat 20. XX wieku. W tym czasie właścicielką hotelu była Margarete Baumann


Pożar w hotelu "Stadt Dramburg"!

Noc z 29 na 30 grudnia 1929 roku wzbogaciła historię hotelu i śródmieścia o mrożący krew w żyłach epizod. Po północy w hotelu "Stadt Dramburg" wybuchł pożar! Wspomniana właścicielka, Margarete Baumann o 0:30 zaalarmowała o tym zdarzeniu Williego Hinza, szefa ochotniczej straży pożarnej, który zainicjował akcję gaśniczą i spisał z niej bardzo interesujące - niemal sensacyjne - sprawozdanie, które ukazało się w jednym z powojennych numerów "Dramburger Kreisblatt" w roku 1993 (nr 1, str. 10), o którym przeczytać możemy również w książce Jarosława Leszczełowskiego "Pojezierze Drawskie...", na stronach 70-72.

Pożar wybuchł w pomieszczeniu nad wejściem, w którym znajdowała się pralnia i prasowalnia. Jak potem określono, bezpośrednim powodem pożaru było pozostawienie włączonego żelazka. Ogień szybko rozprzestrzenił się na klatkę schodową, która wyłożona była łatwopalnym dywanem. Jego właściwości i pozostawione otwarte drzwi, które zapewniły dostęp powietrza sprawiły, że pożar w krótkim czasie objął całe schody, które stanowiły jedyne wyjście ewakuacyjne. Ogień odciął możliwość wyjścia dwóm osobom - matce i jej synowi, którzy zostali uwięzieni w pokoju na górnym piętrze i przez okno rozpaczliwie wołali o pomoc. Z remizy strażackiej przy Steobanplatz (obecny Plac Marii Konopnickiej) została szybko sprowadzona składana metalowa drabina, która miała umożliwić ewakuację uwięzionych. Drabina jednak nie nadawała się do użycia ze względu na znajdujący się na chodniku słup energetyczny i połączone z nim przewody wysokiego napięcia. Konieczne było wykorzystanie drewnianej drabiny. Mimo gęstego dymu, akcja ratunkowa powiodła się i nikt nie ucierpiał.

Wreszcie można było przystąpić do akcji gaśniczej. Jednak brak hydrantów na rynku sprawił, że konieczne było rozwinięcie węży strażackich, które pobierały wodę aż z rzeki. Wspomniane trudności i brak dostępu do płonącego budynku powodowały, że akcja przedłużała się. Na ten fakt zwrócił uwagę przybyły na miejsce pożaru Landrat (starosta) Arthur Ehlert, który nie ukrywał swojego niezadowolenia z działań dowódcy straży Williego Hintza i w obecności gapiów czynił mu gorzkie uwagi. Hintz jednak nie pozwolił sobie na zniewagę i szybko odparł, że zgodnie z regulaminem służby ratowanie ludzi jest najważniejsze i nie zasłużył sobie na tak nieuzasadnioną krytykę ratując chwilę temu dwa ludzkie życia. 

Akcja trwała a Hintz zdecydował o umieszczeniu na tyłach hotelu ręcznej pompy strażackiej, która miała nie dopuścić do rozprzestrzeniania się pożaru na okoliczne budynki i stajnie. Osoby odpowiedzialne za jej obsługę tylko doraźnie pomagały strażakom i nie były w stanie uruchomić pompy. Nieporadność, która mogła wywołać rozprzestrzenienie się pożaru na całą parcelę znów zauważył Landrat Ehlert, który ponownie zrobił dziką awanturę Hintzowi. Ten odpowiednio ustawił dźwignię w mechanizmie i z pompy popłynęła woda, na odchodne rzucając w kierunku Ehlerta, że strażacy należący do obowiązkowych zastępów straży pożarnej (za których wyszkolenie odpowiedzialne były władze powiatowe) byli wcale nie lepiej wyszkoleni od ochotników, którymi dowodził. Zaznaczył, że jego służba jest dobrowolna i nie życzy sobie być besztanym podczas akcji gaśniczej, w obecności postronnych. Oświadczył też, że po uporaniu się z żywiołem złoży natychmiastową dymisję z pełnionej funkcji.

Willi Hintz ewidentnie nie miał tej nocy szczęścia i po powrocie na stanowisko gaśnicze przed hotelem spotkał jednego ze swoich podopiecznych, który po odwiedzeniu hotelowej piwniczki z winem w stanie wyraźnie wskazującym na spożycie, oświadczył Hintzowi, że ugasił swój wewnętrzny pożar. Dyscyplina w ochotniczej straży pożarnej była najwidoczniej rzeczą mocno kulejącą.

Pożar udało się ugasić i sytuacja w hotelu "Stadt Dramburg" została opanowana. Nie był to jednak koniec przygód tej zimowej nocy. Hintz został zaalarmowany przez mieszkańca sąsiadującej, narożnej kamienicy należącej wówczas do Richarda Boddina, że na strychu tejże unosi się ciężki dym. Na wieść o tym zareagował sam właściciel, który stwierdził, że to nieprawda i wszystko w jego kamienicy jest w najlepszym porządku. Hintz jednak dla świętego spokoju wysłał na poddasze strażaka Franza Ebella, który wrócił z informacją, że faktycznie nie ma zagrożenia pożarowego (sic!). Po chwili, podczas kolejnej wymiany zdań Hintza ze starostą Ehlertem na temat rezygnacji tego pierwszego ze stanowiska, ze strychu kamienicy Boddina buchnęły płomienie! Ogniskiem pożaru okazał się skład opału znajdujący się na wspomnianym strychu. 4 metry pociętego drewna i ok. 50-60 sztuk brykietu płonęło jasnym ogniem. Żywioł udało się opanować, ale nikt nie był w stanie wytłumaczyć przyczyny pożaru, wykluczone było przeniesienie się ognia z sąsiadującego hotelu. Wszystko wskazywało na celowe podpalenie, jednak ta pełna niejasności sprawa nie została rozwiązana. 

Konflikt między Willi Hintzem a starostą Ehlertem udało się zażegnać. Starosta przyznał się do błędu, przeprosił za agresywne zachowanie i obiecał, że nigdy już nie będzie interweniował w podobnych przypadkach. Ehlert chcąc zadbać o przywrócenie dobrych relacji z powiatową komórką odpowiadającą za pożarnictwo, zaprosił jego zarząd na spotkanie towarzyskie, na którym podawano - jak wspomina Hintz - nie najtańsze trunki. Willi Hintz został później kierownikiem szkoły pożarniczej w Mielenku Drawskim (niem. Klein Mellen).

Powróćmy jednak do losów hotelu "Stadt Dramburg". Wspomniana wyżej Margarete Baumann kierowała nim do końcówki lat 30. XX wieku, jej nazwisko znajdujemy jeszcze w książce adresowej z 1937 roku (pommerndatenbank.de). 


W Heimatkalenderze z 1939 roku znajdujemy informację, że właścicielem przybytku był wówczas Gerhard Pomering. Widoczna poniżej reklama zachęcała do wizyty w hotelu "Stadt Dramburg", który szczycił się tym, że jako pierwszy przybytek na placu posiadał nowoczesne wyposażenie oraz pokoje z bieżącą zimną i ciepłą wodą. Sugerowało to najpewniej, że konkurencyjny, znajdujący się po drugiej stronie rynku hotel "Deutsches Haus" (wcześniejsze jego nazwy to Maas oraz Geske) takich dogodności nie oferował. Reklama zachwala wyjątkowość kuchni oraz bogaty wybór najlepszych win. "Stadt Dramburg" oferował również miejsca parkingowe dla hotelowych gości.


Po zdobyciu Dramburga w 1945 roku do miasta wprowadza się sowiecka dywizja, której oficerowie zajmują dla siebie obydwa rynkowe hotele (Leszczełowski, s. 72). Po opuszczeniu miasta przez Rosjan w miejscu hotelu "Stadt Dramburg" zaczyna swoją działalność "Hotel Adria". Nowy napis na budynku ułożono z delikatnie zmodyfikowanych starych liter. Jak pisze Jarosław Leszczełowski: w 1949 roku przekształcono go w hotel pracowniczy Spółdzielni Spożywców, na parterze którego istniała do końca lat sześćdziesiątych restauracja Adria.


Jak widać na poniższym zdjęciu, kamienica, w której znajdował się hotel "Stadt Dramburg" miała wiele szczęścia i przetrwała do naszych czasów. Nie zachowały się niestety dwie sąsiadujące z prawej strony kamienice wschodniej pierzei, które mimo przetrwania działań wojennych, w pewnym momencie zniknęły z krajobrazu miasta.

Rok 1975. Autor: Maciej Apaciński (apate.pl)

Pewnemu uszczupleniu uległa również zabudowa wewnętrzna parceli ograniczonej Placem Konstytucji, ulicą Ratuszową, Sikorskiego i Obrońców Westerplatte. Wyburzone zostały wewnętrzne zabudowania, które mieściły najprawdopodobniej różnego rodzaju budynki gospodarcze i garaże hotelowe. Gęstość zabudowy widać wyraźnie na poniższym przedwojennym zdjęciu lotniczym po lewej stronie. Zdjęcie z prawej (lata 90.) pokazuje obszar, na którym znajdowała się wspomniana zabudowa.


Interesującym śladem, który stanowił element przedwojennej fasady hotelu "Stadt Dramburg" był widoczny po prawej stronie kamienicy herb Dramburga/Drawska, który znajdował się na swoim pierwotnym miejscu jeszcze w latach 80. XX wieku. Dziś nie ma już po nim śladu.

Komentarze

  1. Ponure zdjęcie z pojedynczą Warszawą na pierwszym planie zrobiłem w lutym 1975

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Popularne artykuły